Jestem Summer. Summer Evans, ale wolę gdy mówią do mnie Flo. Dlaczego Flo, a nie Summer? Cóż to proste. Może dlatego, iż nienawidzę swojego imienia. Summer czyli lato. Ktoś może podejrzewać, że urodziłam się właśnie w tej porze roku, ale nic bardziej mylnego. Zresztą sama się często zastanawiam dlaczego rodzice dali mi tak na imię. Jeśli chcieli mnie skrzywdzić tak bardzo, mogli po prostu nazwać mnie Spring, bo właśnie wiosna była porą mojego urodzenia. Wydaję mi się, że Summer, ponieważ mama i tata poznali się w połowie lipca no i zapewne dlatego, iż byłam nadzwyczaj w świecie niespodziewanym owocem ich nagłej wpadki. Dobrze, że była to miłość od pierwszego wejrzenia, bo domyślam się, iż albo żyłabym w rozbitej rodzinie, albo nawet w ogóle nie istniała na tej kuli ziemskiej. Aby opisać w pełni moją osobę, potrzeba by było naprawdę masy czasu, bo jestem tak bardzo nadzwyczajna, że aż boli. Wróć. Tak naprawdę to stek bzdur, bo moje życie jest tak rażąco nudne, że wydaję mi się, iż skorpiony na Saharze robią o wiele bardziej interesujące rzeczy ode mnie. Mam dwadzieścia pięć lat i wciąż czuję się jak dziecko. Może dlatego, bo często jestem do niego porównywana. Jestem zdecydowanie zbyt miła, a już na pewno za bardzo pobłażliwa. Często zdarza się, iż ta cecha powoli zaczyna denerwować wszystkich wokół, a ja zadaję zawsze jedno i to samo pytanie: ‘Co jest złego w byciu miłym?’ na co moja wierna przyjaciółka od serca odpowiada: „Ależ nic słoneczko! Naprawdę to wyjątkowy dar, ale wszystko ma swoje granice do jasnej cholery!’. Już słowo „słoneczko” wzbudza we mnie odruch wymiotny. Nie dość, iż wyglądam jak beztroska małolata to na dodatek często moi przyjaciele sprawiają, że tak się też czuję. W mojej osobie nie ma ani krzty prawdziwej seksownej kobiety, a twarz piętnastoletniej dziewczynki jeszcze bardziej podkreśla cały obraz. Nie posiadam tej pożądliwej dzikości, ani umiejętności flirtu czy kokietowania, dlatego też nie zdziwiłam się, gdy po raz pierwszy na rozmowie kwalifikacyjnej, mój teraźniejszy szef pomyślał, że podrobiłam swój dowód osobisty. Na szczęście jednak zapewniłam go w stu procentach, że nie powinien się o to obawiać i tym oto sposobem już od dwóch lat pracuję w Londyńskiej siedzibie Mild Incorporation, która zajmuje się oprogramowaniami komputerowymi. Odkąd pamiętam, jestem niemałym mózgiem w tych sprawach, dlatego postanowiłam wybrać właśnie owy zawód. Na co dzień zajmuję się doskonaleniem nowych aplikacji oraz portali społecznościowych co o dziwo wychodzi mi chyba najlepiej w całym dotychczasowym życiu. Mieszkam z moją przyjaciółką Shilą, z którą znam się od dobrych dziesięciu lat i która jest moim totalnym przeciwieństwem. Zawsze wesoła, uśmiechnięta i ciesząca się z życia. Niewiarygodnie artystyczna dusza, która żyje chwilą i nie martwi się o dzień jutrzejszy. Na dodatek od trzech miesięcy spotyka się z nieziemsko przystojnym facetem, który również pracuje w tej samej firmie co ja. Zapewne gdyby nie Shila, Horan nie słyszałaby o mnie ani jednym słowem, bo w końcu nie wyróżniam się z tłumu ani trochę. Jestem przyzwyczajona, że po nowoczesnych korytarzach naszego budynku przemieszczają się jedynie czarnowłose, opalone kobiety, które samym wzrokiem potrafią doprowadzić faceta do ostateczności. No właśnie. Kobiety, a nie takie dziewczynki jak ja. Jednak wbrew pozorom nie jestem źródłem jakiejś świętej czystości. Miałam chłopaka, nawet dwóch. Niestety z moją naiwnością wykorzystali mnie jak pierwszą lepszą, a po upojnych nocach nawet nie próbowali się chwalić o tym swoim kolegom, co robi chyba każdy facet istniejący na ziemi. W sumie nie dziwiłam się. W końcu kto chciałaby się chwalić kimś takim jak ja? Od trzech lat mam z tym spokój, lecz wydaję mi się, iż nie do końca, zważywszy na to, że od samego początku pracy w firmie znalazłam sobie mój nowy obiekt westchnień. Zayn Malik. Człowiek o nieziemskiej urodzie, aksamitnym głosie i zapachu tak intensywnym, iż czuję go nawet w moim gabinecie, chociaż swój własny ma piętro nade mną. Sama się zastanawiam co tak bardzo pociąga mnie w owym mężczyźnie. Duże, brązowe tęczówki? A może nieziemski zarost, który jedynie stara się podcinać jeśli jest zbyt długi? Zapewne ten charakterystyczny chód, w który za każdym razem wpatruję się z taką ekscytacją, jak gdyby moje oczy zamierzały wyjść zaraz z orbit. Czasem nawet zdarzyło mi się pracować z Malikiem przy nie jednym oprogramowaniu, ale gdy już rzeczywiście wgłębialiśmy się w jakąkolwiek rozmowę, nigdy nie wychodziła ona poza temat pracy. Gdy raz zapytał mnie: ‘Dlaczego jesteś taka spięta, Flo?’ nie odpowiedziałam ani słowem. Otworzyłam jedynie buzię i wpatrywałam się w niego jak ostatnia idiotka. Wydawało mi się, iż nie może być gorzej, ale gdy gwałtownie ruszyłam ręką i przypadkiem wylałam na niego wrzątek parzonej kawy, to zdecydowanie utwierdziło mnie w fakcie, że jednak może być zdecydowanie gorzej. Jestem więc prawie pewna, że prezes Malik nie widzi we mnie nikogo więcej, poza niezdarną pracownicą i to jedną z naprawdę wielu, które nie mają do zaoferowania zupełnie nic oprócz skrupulatnych umiejętności w zawodzie. Zresztą nie raz widziałam, jak jego wzrok padał na te wszystkie smukłe lwice, które zapewne oddałyby naprawdę wiele, aby znaleźć się w jego łóżku, ale o czym ja mówię, skoro sama nie byłam lepsza? Raz nawet powiedziałam Shili, że sprzedałabym nasze własne mieszkanie, jeśli miałabym gwarancję na wspólnie spędzoną noc z Malikiem. Nie muszę chyba mówić jak bardzo piorunującym wzrokiem mnie obdarzyła, nie licząc oczywiście godzinnego wykładu o tym jak strasznie jestem nieodpowiedzialna i ślepa. Wydaję mi się, że miała rację, ale w końcu nikt nie zabroni nikomu marzyć, a na teraźniejszą chwilę to chyba właśnie marzenia są jedynym co mi pozostało.
- Widziałaś mój bordowy sweter? – krzyczę z pokoju, w nadziei, że Shila nie jest w swoim malarskim transie i jakimś cudem usłyszy mój głos.
- Jest w praniu – słyszę zadowolony dźwięk, na co podnoszę się z podłogi i idę do świątyni Picass’a.
- Jak to w praniu? – stoję w drzwiach z miną mówiącą „Oddaj mi mój sweter ty podstępna wiewiórko”.
- Normalnie. Mam ci to przeliterować?
- Przecież nie był brudny… - robię zdezorientowaną miną, na co brunetka karci mnie wzrokiem.
- Może nie brudny, ale nie mogłam pozwolić, abyś ubrała go trzeci dzień z rzędu. Poza tym kto to widział, żeby chodzić do pracy w swetrach? Do pracy, w której aż roi się od mega przystojniaków.
- Oh, no tak. W takim razie pożycz mi twój seksowny strój pielęgniarki, powinnam zrobić wrażenie.
- To nie są żarty, Flo. Później tylko lamentujesz mi jak bardzo wyróżniasz się na tle tych wszystkich gorących lasek, kiedy sama nic nie robisz z tym, żeby wyglądać jak one.
- Wcale nie lamentuje – patrzę na nią z głupią miną, na co wysoko podnosi swoje brwi.
- Owszem, lamentujesz.
- Nie prawda.
- Prawda.
- Nie prawda.
- Prawda.
- Nie prawda.
- Nie prawda.
- Prawda.
- Ha! Mówiłam – odzywa się usatysfakcjonowana, na co gryzę się w język, że tak łatwo dałam się omotać. Wzdycham ciężko i wracam do pokoju, który w odróżnieniu od pomieszczenia Shili, emanuje totalnym ładem i porządkiem. Nie posiadam dużo mebli, bo nie są mi one potrzebne. Jedynie biurko, na którym zdarza mi się pracować do późnej nocy, szafa na ciuchy, których w prawdzie nie jest jakoś niewiarygodnie dużo, niewielka komoda, gdzie widnieje masa rodzinnych zdjęć oraz niezliczone sterty książek, a na samym środku dwuosobowe łóżko. Nie dlatego, iż rzeczywiście mam dodatkową osobę do przespania oczywiście, ale raczej dlatego bo lubię wygodę i chyba nie wyobrażam sobie cisnąć na maleńkim materacu. Zważywszy jeszcze na to, że w trakcie snu rozkładam się jak łania i na dodatek zdarza mi się prowadzić własny monolog, o czym dowiedziałam się oczywiście od Nesbitt, gdy nie raz nie chciało nam się przechodzić z jednego łóżka na drugie, w efekcie czego spałyśmy razem całą noc.
Po chwili wygrzebuję ciuchy, które wydają mi się w miarę odpowiednie, spinam włosy w dolnego koczka i w końcu mogę wyjść z domu pełnego niezrozumiałych ludzi. Może nie tak bardzo pełnego, ale jednak ktoś się znalazł. W przedpokoju chwytam pośpiesznie torebkę i już mam zamiar przekroczyć próg, gdy słyszę jęk przyjaciółki.
- Co? – pytam zaskoczona, odwrócona twarzą do niej.
- Dlaczego mi to robisz? Czy naprawdę uczyniłam ci w życiu coś złego?
- O czym ty mówisz, Shil? – patrzę na nią niezrozumiałym wzrokiem, gdy podchodzi do mnie bliżej.
- Gdybym wiedziała, że ubierzesz kolejny sweter i to z jakimś cholernym osłem, nie wzięłabym do prania tamtego!
- A widzisz! Fortuna kołem się toczy – kiwam głową z uśmiechem, po czym całuję ją w policzek i wychodzę.
HARRY
W firmie panuje totalne urwanie głowy i zapewne nie mylę się w kwestii, że nikt nie wie gdzie wsadzić ręce. Już za trzy tygodnie nasz dział ma wprowadzić na rynek nowe oprogramowania, które będzie dostępne nie tylko w internecie, ale również na różnego rodzaju smartofonach i innych tego typu pierdołach, dlatego czeka nas niemałe osiągnięcie, lecz na razie każdy jest nieco podenerwowany efektem końcowym. Najgorsze w tym wszystkim jest to, iż ja sam jako prezes działu aplikacji, od paru dni zarywam całe noce, robiąc ostatnie poprawki, a i tak wciąż nie jestem w pełni zadowolony, a najbardziej dobija mnie fakt, że szanowny dyrektorek nie może ruszyć dupy i zatrudnić więcej odpowiednich osób do owej roboty. Sądzi, że miałby z tego mniej zysków, lecz gdyby wszystko było doskonale dopracowane do końca, jestem pewien, że jednak zdobyłby je nawet trzykrotnie, ale tak to jest, gdy tak potężną firmą kieruje rozpieszczony młodzieniaszek, który odziedziczył całą korporację po swoim ojcu. Szczerze powiedziawszy brakuje mi starego Wenbley’a, chociaż odszedł na emeryturę niecały rok temu. Właśnie. Nie cały rok, a już tak wiele chaosu zdążyło się tu nagromadzić.
Lekko zachwiany i zdecydowanie zbyt zmęczony wychodzę z gabinetu, gdy na mojej drodze staje Horan.
- Nie wyglądasz dobrze – oznajmia, dotrzymując mi kroku.
- Muszę się napić kawy – wzdycham, kierując się do automatu.
- Ile jej już dzisiaj wypiłeś?
- Z pięć litrów na pewno.
- To chyba nie wyjdzie ci na dobre – komentuje krótko, na co patrzę na niego spod byka.
- Jesteś moim tatuśkiem, albo coś?
- Albo coś – uśmiecha się szeroko i sam wrzuca monety, a po chwili wyciąga ulubione krakersy. – Jak idzie ci z aplikacją?
- Do dupy – wzruszam ramionami. – Połowa naszych pracowników powinna stracić swoje kwalifikacje.
- Od kiedy stałeś się taki władczy?
- Od momentu, gdy zostałem kierownikiem tego zasranego działu. Wierz lub nie, ale wolałem być chyba zwykłym pomocnikiem.
- Tak, ale nie zarabiałbyś dwadzieścia patyków więcej.
- Prawda – uśmiecham się i klepię go po ramieniu. Po chwili patrzę za szklaną szybę, która znajduje się tuż przed nami, gdzie widzę średniego wzrostu blondynkę w czarnych korygujących okularach i dziwnym stroju. Dziewczyna klęczy nad stertą porozrzucanych papierów i lekko zmieszana zaczyna je zbierać.
- Zobaczyłeś striptizerkę? – słyszę rozbawiony głos przyjaciela.
- Raczej niezdarę – mówię, nie spuszczając oczu z dziewczyny. W prawdzie jest mi jej szkoda i mam ochotę podejść i pomóc zbierać jej te wszystkie kartki, ale moje kończyny odmawiają posłuszeństwa. To zapewne też ze zmęczenia. – Kto to? – pytam blondyna, który kieruje wzrok w tym samym kierunku.
- To Summer.
- Skąd wiesz?
- Jeśli wątpiłeś, że ją znam to po co zadawałeś w ogóle pierwsze pytanie? – patrzy na mnie głupkowatym wzrokiem, na co wywracam oczami. – Jest przyjaciółką Shili – dodaje.
- Co? Twojej Shili?
- No tak – odpowiada niewzruszony, po czym bierze do buzi kolejnego krakersa.
- I nic mi nie mówiłeś?
- Przecież nie pytałeś…
- No tak, wybacz, że nie wpadło mi do głowy pytanie: ‘Ej, Niall, czy w naszej firmie pracuje najlepsza przyjaciółka twojej dziewczyny?’ – miotę go wzrokiem, choć i tak nic sobie z tego nie robi.
- Sory stary, nie wiedziałem, że to twój gust.
- Bo to nie jest mój gust – odzywam się z pewnością w głosie, chociaż w niektórych momentach czuje małe zakłócenia nie wiadomo z jakiego powodu.
- No właśnie, wiec nie obarczaj mnie poczuciem winy, proszę. Poza tym nawet jakby to był twój gust i tak nie masz szans – kpi, gdy patrzę na niego ze zdziwieniem.
- Że co? – prycham. – Mam szansę u każdej laski na ziemi. Dodam nawet, że nie tylko u kobiet, ale pewnie i u facetów.
- Nie u niej – słyszę pewność w jego głosie chociaż i tak wciąż pozostaje niemało zdziwiony.
- Niby dlaczego? – nie daję za wygraną, gdy blondyn znów kieruje swój wzrok za szklaną szybę i kiwa głową na sylwetkę bruneta w garniturze, który przy okazji przechodzi obok wstającej już dziewczyny.
- To jest jej typ.
- Malik? Chyba sobie żarty ze mnie robisz.
- Niby dlaczego? Przecież to przystojny facet – odzywa się zdezorientowany, gdy patrzę na niego podejrzanym wzrokiem.
- Ty na pewno wolisz dziewczynki od chłopców?
- Wal się – uderza mnie pięścią w ramie, na co chichoczę. – Malik to dobra partia, sam o tym wiesz, na dodatek ma tyle pieniędzy, że laskom się w głowach przewraca.
- Chcesz mi powiedzieć, że to niezdarne stworzenie leci na jego kasę?
- Mówiąc laski, nie mam na myśli Flo.
- A kto to Flo? – pytam po raz kolejny, całkowicie gubiąc się w naszym bezsensownym dialogu.
- No to właśnie ona.
- Przecież mówiłeś, że ma na imię Summer.
- Tak, ale nie słyszałeś nigdy o czymś takim jak przezwiska? Pamiętasz jak mówiłem do ciebie kiedyś „dymcio”, nie zważając na twoje imię?
- To była inna sprawa. To przezwisko było w miarę adekwatne do moich poczynań.
- No właśnie, więc nie wiem o co ci chodzi. W każdym razie mówiąc ‘laski’ nie mam na myśli Flo, bo ona jest zupełnie odmienną kategorią.
- Przecież widzę, że nie jest laską.
- Nie o to chodzi głąbie! Po prostu ona posiada zupełnie inne wartości w życiu, a pieniądze są już na pewno na ostatnim miejscu.
- W takim razie patrząc na jej typ, którym jest Malik, to już naprawdę nie wiem jakie to wartości – mówię z rozbawieniem, nie zważając na karcący wzrok Horan’a.
- Jesteś głupi Styles. Nie wiem jak mogłeś zostać prezesem. Poza tym nie przesadzaj z tym twoim nietypowym osądzeniem. Jako chłopak jej przyjaciółki, uważam, że jest naprawdę świetną dziewczyną.
- Żebyś się nie zakochał.
- Daruj sobie te głupie docinki.
- Wybacz, stary. Postaram się opanować – patrzę znów za szybę, widząc lekko uśmiechniętą dziewczynę, która patrzy z wrażeniem na to, jak jej obiekt westchnień powoli ją mija, krótko się przed tym witając. Prycham na sam widok kręcąc głową z zażenowania.
- Dzień dobry prezesie – słyszę nagle ponętny kobiecy głos, a mój wzrok pada na przechodzącą obok brunetkę z naprawdę imponującym biustem i nogami do nieba.
- Witaj, Amber – uśmiecham się pod nosem, gdy spoglądam na jej zgrabny tyłek.
- Ogarnij się bo wylecisz szybciej niż zostałeś zatrudniony – szepcze blondyn, lecz w tym momencie jego słowa zupełnie nie docierają do mojego mózgu.
- Tak, tak jasne – mijam go i kieruję się za brunetką. – Amber, jeśli możesz pozwól na chwilę do mojego gabinetu – uśmiecham się do dziewczyny, gdy z uznaniem kiwa głową. Zamykam za nami drzwi, a później dzieję się to, co pozostaje jedynie pieczęcią owej sytuacji. Jak zwykle.
***
WITAJCIE SKARBY.
Nowe opowiadanie, nowe pomysły, zupełnie inna historia. Postanowiłam pisać narrację z różnych stron, ale zazwyczaj będzie to Summer i Harry no i dodatkowo czas teraźniejszy. Poza tym jest to naprawdę całkiem coś innego. Piszę to opowiadanie z całkowitym humorem i uśmiechem na ustach, bo naprawdę chyba nigdy wcześniej nie sprawiało mi pisanie jakiejkolwiek historii bardziej niż właśnie tej. Chcę stworzyć coś zupełnie odmiennego i chciałabym, żebyście wdrożyły się w to ze mną, bo naprawdę was nie zawiodę.
Już przy kolejnym rozdziale pojawi się zwiastun opowiadania, który bardziej odzwierciedli wam ową historię, ale przysięgam, że naprawdę będzie zabawnie, a nawet trochę nietypowo.
A na razie zapraszam was do zakładki CHARACTERS, gdzie możecie trochę bliżej poznać naszych bohaterów oraz do Informowanych jeśli chcecie wiedzieć o nowych rozdziałach!
KOCHAM !
Kiedy widzę, że pojawia się coś nowego, co wychodzi z pod Twojej ręki to wiem, że się nigdy nie zawiodę. I pierwszy rozdział nie zawiódł. Jest świetny. Moment ze swetrem jest genialny!
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa jak potoczy się sytuacja między Malikiem, a Flo i do tego Harrym:D
Nie mogę się doczekać drugiego rozdziału :*
Zapowiada się kolejne świetne opowiadanie :)
OdpowiedzUsuńJuż [o pierwszym rozdziale...Kocham, to opowiadanie! *__*
OdpowiedzUsuńJest świetne, nie mogę się doczekać co będzie dalej! ^^
Pozdrawiam ; 33
YYOYOY ahhaahahah jakie słodziusie w ogóle osóbki występują w tym opku :D FLO hahahaha i like it :D taka niezdara max, lubie lubie lubie :D oczywiście moja bohatereczka piękna Shila, lovki max, cudowna osóbka! jaka słodka w ogóle, żarcik się trzyma widzę :D ale sweter dobrze, że wyrzuciła do prania, bo kto normalny em nosi to samo dwa dni pod rząd? :D TELL ME!
OdpowiedzUsuńOczywiście mój chlopak Niall Horan, hahaha wpierdziela krakersy, słodziaczek maxi. A Harrcio to BRZYDAL!!!!! wsadza gdzie się da. typowy samiec. i dont like it - do czasu hihihihi a piosenka na podkład idelanie pasuje do harrcia który myśli komu by zdjąć majtaski. YOYOYOYOY
pięknie, zabawnie, czyli tak jak lubieeeee <3 kocham max moja misie utalentowana!
Dopiero 1 rozdział, a ja juz jestem zakochana w tym opowiadaniu ;)
OdpowiedzUsuńŚwietnie się zapowiada. Na pewno będę czytać :)
OdpowiedzUsuńFenomenalne ;o Na pewno będę czytać :3
OdpowiedzUsuńHahaha już kocham tę historię ♥ Harry mnie rozwalił pod koniec!
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa jak to rozwiniesz i już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału!
Pozdrawiam i życzę weny♥♥
super rozdział mogłabyś mnie informowac na @vickicyrus
OdpowiedzUsuń@creative8925
OdpowiedzUsuńoo.. Świetny <3
OdpowiedzUsuń