czwartek, 22 maja 2014

21.It's only right that you should play it the way you feel it but listen carefully to the sound of your loneliness.




SUMMER



- Kelner powinien dziękować za to, że dałem mu napiwek – słyszę rozbawiony głos Zayn’a, z czego ja również chichoczę. Przesiedzieliśmy w jego restauracji dobre trzy godziny, rozmawiając i pijąc wino. To znaczy, z początku tylko ja je piłam, z racji tego, iż był kierowcą, ale w końcu namówiłam go, żeby mi wtórował, więc stwierdził, że nie pogardzi ową propozycją, i po prostu odprowadzi mnie do domu pieszo, a jutro wróci po swoje auto.

- Oh, dlaczego?

- Widziałaś, jak ślinił się, kiedy tylko podchodził do naszego stolika…

- Hm… - zagryzam wargi i pokazuję, że niby myślę. – Może mu się spodobałeś? – znowu słyszę jego dźwięczny chichot, i wcale nie dziwię się, że ten śmiech przez ostatnie dwa lata był moim ulubionym dźwiękiem.

- Cóż, w zasadzie się nie dziwię. Gdybym nim był, zrobiłbym to samo, a pewnie ukradkiem nawet zapisałbym na serwetce swój numer telefonu, żeby zobaczyć cię jeszcze raz…

- No tak! – kiwam palcem. – Zaczekaj sekundę. Wrócę tam i sama podam mu numer. Był całkiem słodziutki… - brunet patrzy na mnie wymownie, gdy ja pozostaję zupełnie poważna. Chcę mi się wybuchnąć śmiechem, a jednocześnie rozpłynąć z zadumy, bo widzę, że to zrobiło na nim wrażenie, a to oznacza, że mu zależy. A co to wszystko oznacza? Że jestem szczęśliwa.

- Żartuję! – odpowiadam, rozluźniając minę i po nim widzę dokładnie to samo.

- Miałem taką nadzieję… - idziemy dalej w ciszy, ale nie jest ona bardzo niezręczna, czym dziwię się chyba najbardziej, bo myślałam, że będzie gorzej, ale żeby nie wyjść na nudziarę, muszę coś wymyślić. I to szybko, żeby wiedział, iż jednak jestem całkowicie warta jego uwagi.

- Wiesz… To miłe, że pod dwóch latach wspólnej pracy, możemy spędzić czas w bardziej przyjacielskiej atmosferze…

- Całkowicie się z tobą zgadzam… Chociaż muszę powiedzieć, że nie do końca nam to wyszło. Podczas kolacji rozmawialiśmy głównie o pracy… - uśmiecham się zadowolona, bo w końcu skierowałam naszą rozmowę tam gdzie chciałam. NIE ROZMAWIANIU O PRACY. Ileż można do cholery?

- To fakt.

- W takim razie, opowiedz mi o Flo. Jak sobie wyobrażasz przyszłość, panno Evans? – mam ochotę powiedzieć głośne ‘awwwwww’, ale powstrzymuję się jednak, bo mogłabym zrobić z siebie niemałą idiotkę, a to ostatnie czego teraz bym jednak chciała.

- Sama nie wiem. Mam to, czego zawsze chciałam. Dobrą pracę, przyjaciół, mieszkanie… To chyba wszystko, o czym kobieta w moim wieku marzy.

- Nic więcej?

- A co masz w znaczeniu tego słowa?

- Chodzi mi o kontakty towarzyskie…

- Cóż… W zasadzie chciałabym częściej gdzieś wychodzić.

- Częściej wychodzić? – pytająco unosi brew i widzę, że znów mam go w garści.

- No tak… Umawiać się na randki.

- Och, rozumiem –splata dłonie za plecami, jakbym powiedziała coś nie po jego myśli. – W takim razie mam nadzieję, iż pozwolisz, żebym pomógł ci w realizacji tego konkretnego punktu na twojej liście życzeń? – kąciki jego ust się podnoszą, a moje serce biję coraz szybciej. Zerkam na niego z pod długich rzęs, starając się jednocześnie omijać przeszkody na drodze. Kto do cholery wyrzuca puste puszki po coca-coli na środku chodnika?

- Byłoby mi bardzo miło…

- Wspaniale… - znowu patrzy na mnie tym swoim wzrokiem, który zawsze podpowiada mi, że chce mnie pocałować. Oczywiście zupełnie nie mam nic przeciwko, ale jestem dość cierpliwa i mogę poczekać do końca randki. Tak mi się przynajmniej wydaję.

- Jakie są twoje relacje ze Styles’em? – pyta znów, czym totalnie mnie zaskakuję, bo nie miałam zielonego pojęcia, że będzie pytał o Harry’ego. Chociaż w sumie po ostatniej sytuacji ze spłuczką i jego dopytywaniu się, po jaką cholerę Malik zaprasza mnie do swojego biura, w zasadzie też bym była ciekawa na miejscu Zayn’a, kim rzeczywiście jest dla mnie Styles.

- Jesteśmy przyjaciółmi… - cóż, przyjaciółmi z przywilejami, ale o tym nie musisz wiedzieć.

- Długo się przyjaźnicie? – super, super.

- Znam go od czasu, kiedy moja przyjaciółka zaczęła swój związek z Niall’em – kłamię i celowo przypominam mu o istnieniu Shili, ale on widocznie omija jej kwestię bez jakiegokolwiek zainteresowania. Cóż, dziwne, bo jeszcze parę tygodni temu był nią bardzo zainteresowany.

- To świetnie. Ale nie wiedziałem, że Styles należy do typu przyjaciela…

- Dlaczego?

- Jest chyba mocnym kobieciarzem, z tego co mi wiadomo.

- Z tego co ci wiadomo? – dopytuję, bo nie mam pojęcia o co może chodzić.

- Był w mojej restauracji parę razy. W zasadzie za każdym razem widziano go z inną kobietą. Ale cóż, to jego życie, może robić co chcę. Tylko po prostu zdziwiło mnie, że kobieta taka jak ty, może być wyłącznie jego przyjaciółką. Zdumiewające, że on nie dopuszcza do niczego więcej – mam ochotę się odezwać i powiedzieć, że on też jest cholernym kobieciarzem, a pewnie nawet większym niż Harry, ale postanawiam się zamknąć i puścić to mimo uszu.

- Jak widać wszystko jest możliwe…

- Jak widać…

- Cieszę się, że jestem w twoim dziale – mówię, bo w sumie nie wiem co innego mogłabym powiedzieć, tudzież w mojej głowie świeci totalna pustka, a to chyba i tak żadna nowość.

- Uwierz, że z nas dwóch to ja cieszę się bardziej, ale nie chciałabyś czegoś zmienić w swojej pracy?

- Cóż… Pod względem zawodowym jestem dokładnie tam, gdzie chcę być. Odpowiada mi to.

- Naprawdę? Nie masz ochoty iść dalej? Nie marzy ci się na przykład posada prezeski? Jestem pewny, że mogłabyś nią być bez mrugnięcia okiem.

- Hmm, sama nie wiem. Wydaję mi się, że byłby to zbyt duży obowiązek. Lubię moją pracę, jak i moją posadę. Nie chcę niczego zmieniać.

- Nie chciałabyś awansować? Ja nie wyobrażam sobie, że będę w pełni usatysfakcjonowany, póki nie znajdę się tak daleko, jak to tylko możliwe w tej firmie. – nie miałam pojęcia, że z niego taki waleczny typek, ale z jednej strony podoba mi się, że mężczyzna za wszelką cenę walczy o swoje. Z drugiej zaś nagle wydał mi się jakimś snobem, i kompletnie nie wiem dlaczego.

- Uważam, że to wspaniałe, że stawiasz sobie takie ambitne cele – odpowiadam z braku laku i dopiero teraz orientuję się, że jesteśmy pod moim blokiem. Stoję pod drzwiami do klatki, a on uśmiecha się figlarnie.

- Znów to zrobiliśmy… - myśl o końcu randki i wydarzeniach, jakie mogą zaraz nastąpić tak bardzo mnie paraliżują, że chyba całkowicie straciłam wątek rozmowy.

- Co?

- Znowu rozmawiamy o pracy.

- Och, nie szkodzi. Nie przeszkadza mi to. Praca jest czymś co nas łączy, więc rozmowa o niej jest chyba nieunikniona… - Zayn robi nagle krok w moją stronę, i staję na schodku niższym niż ja. On nie jest na tyle wysoki  co Harry, który również zawsze stawał w tym samym miejscu, i choć ja stałam wyżej, i tak patrzyłam na niego z dołu. Teraz z Malikiem jesteśmy na równi, a gdy on spoziera w stronę moich ust, mam ochotę zadłużyć się w nim całkowicie. Czuję, że mój żołądek postanowił zatańczyć oberka, więc to zdecydowanie mi nie pomaga. Jest coraz bliżej i czuję jego miętowy oddech na mojej skórze. Dotyka dłonią mojego policzka i spoziera dogłębnie w moje oczy.

- Pragnę cię, Flo… -szepcze, a ja mam ochotę pisnąć z radości. – Całą… - słyszę, że mój oddech robi się nierównomierny, gdy tak głaszczę dłonią po mojej twarzy, ale o dziwo jestem w miarę opanowana. – Ale nie wszystko naraz… - odzywa się znów, i tym razem w końcu wbija się w moje usta. Całuje mnie delikatnie i z pasją. Zupełnie tak, jakbym była jakąś porcelanową laleczką, co w sumie mi się podoba, ale zdecydowanie mogę powiedzieć, że jest to zupełnie inny typ pocałunku. Nie jest dziki, namiętny, ani erotyczny. Te pocałunki należą jedynie do Harry’ego. I wydaję mi się, że już na zawsze tak pozostanie.

            Po chwili odsuwa się ode mnie na parę centymetrów, po czym składa jeszcze szybki pocałunek na moim policzku. Zamykam oczy z nadmiaru przyjemności, a po chwili patrzę jak odchodzi. Tak, to była zdecydowanie idealna noc.




            HARRY



            Stoję z Niall’em przed blokiem naszych dziewczyn. Ekhm. Wróć. Stoję z Niall’em przed domem jego dziewczyny i jej przyjaciółki. A także mojej przyjaciółki. Jakby nie patrzeć jesteśmy właśnie na stopie koleżeństwa, co jest dość dziwne, bo w zasadzie sam nie wiem kim dla siebie jesteśmy. Czy w ogóle ktokolwiek wie? Jeśli tak, chętnie posłucham odpowiedzi na to nurtujące pytanie.

- I jak tam wczorajsza randka Flo i Malika? – słyszę głos przyjaciela, i na samo nazwisko Malik, mam ochotę walnąć o coś z pięści.

- Skąd mam to niby wiedzieć? Nie byłem ich ochroniarzem. Sam jej zapytaj.

- Oj, Harry Harry. Wciąż taki nieuprzejmy, kiedy zaczynamy ich temat.

- Nie jestem nieuprzejmy. Po prostu nie znam odpowiedzi na twoje zjebane pytanie, dlatego w normalny sposób ci odpowiadam.

- Czyli nic nie wiesz? - robi śmieszny z gest oczami, myśląc, że chyba zmusi mnie do gadania.

- Nie? – patrzę na niego ze zmarszczonymi brwiami, jakby był ostatnim największym debilem na całym wszechświecie. Hm, w zasadzie chyba jest, więc mam rację.  –Myślisz, że dzwoniłem do niej w nocy i prosiłem, aby opowiedziała mi najnowsze ploteczki? Serio, w tym momencie mam ważniejsze sprawy na głowie.

- A, no właśnie, kiedy konferencja?

- We wtorek.

- Wszystko jest dopięte na ostatni guzik? Myślisz, że damy radę?

- Ja nie myślę, Niall. Ja to wiem.

- Świetnie. Przynajmniej będziesz mógł coś zawdzięczać swojej przyjaciółce. Chociaż wydaję mi się, że to i tak ostatnia pozycja na liście rzeczy, które będziesz mógł jej zawdzięczać.

- Niby co innego miałbym jej zawdzięczać? – pytam, chociaż nie dostaję odpowiedzi, bo za sekundę przed naszymi twarzami ukazują się dwie sylwetki kobiet. Shila, która pierwsze co to podbiega do blondyna, składając na jego ustach pocałunek, i Flo, która patrzy na całą sytuację z taką żenadą, że aż mnie chcę się śmiać, lecz tego nie robię, bo choć powinienem udawać, że wszystko jest jak najbardziej w porządku, to jednak wcale nie jest porządku i nie chcę udawać to jasnej cholery.

- Obrzydlistwo – słyszę jej znudzony ton, gdy po chwili patrzy w moim kierunku. Ja również na nią patrzę, i w sumie nie wiem ile tak na siebie patrzymy, bo wydaję mi się, że Shila z Niall’em mogliby tu uprawiać jakiś dziki seks, a my i tak za bardzo nie zwrócilibyśmy na to uwagi.

- Dziewczynki, siadacie z tyłu… - nagle z tej kompletnie paraliżującej chwili wyrywa mnie blondyn, który otwiera tylne drzwi do auta.

- Nie zaskoczyłeś mnie zanadto – mówi brunetka, wywracając przy tym oczami.

- Mnie również… - odzywa się Flo, siadając z tyłu samochodu. Widzę w jej torebce jakąś butelkę, i dopiero kiedy siedzę już za kierownicą, zdaję sobie sprawę co się święci.

- Tequila! – krzyczy Flo, a ja patrzę na nią, jakby była zupełnie inną osobą. Jakoś nigdy nie zachowywała się przy mniej w ten sposób i dziwi mnie, że robi to akurat teraz. Kiedy oboje jesteśmy na siebie lekko obrażeni i mamy zjebane humory. Albo nie. To tylko ja z nas czterech mam zjebany humor, a ona widocznie po wczorajszej randce bawi się wręcz doskonale. Cóż, co jak co, ale nigdy nie uwierzę, ze Malik zdołał ją bardziej zadowolić ode mnie. Prędzej umrę, niż tak się stanie.

- Cholera, gdzie ja mam łeb? Będziemy jechali bite dwie godziny, a nie wziąłem nic do picia. – odzywa się zdesperowany Niall. – Kumplu, może zatrzymamy się na jakiejś stacji, żeby kupić alkohol?

- Mówiłem ci, że w domu mam pełny barek…

- Tak, ale ja potrzebuję czegoś na teraz. Na jakiej ty planecie żyjesz?

- Poproś swoją dziewczynę, może da ci trochę tequili.

- Ani mi się śni! – słyszę odmowny głos brunetki. – To nasza tequila. Mogłeś pomyśleć wcześniej blondasku.

- Nie mów do mnie blondasku… - odpowiada jej Niall, a ja tylko wywracam oczami, bo naprawdę nie mam ochoty wysłuchiwać ich dialogów przez resztę drogi. A, że dopiero wyjechaliśmy, jest to naprawdę całkiem długa droga.

- A przepraszam bardzo, co masz na łbie?

- Dobra, koniec. Zatrzymamy się na tej cholernej stacji, i proszę, aby zapanowała cisza.

- Zgoda – wzdycha Shila.

- Zgoda… - dopowiada Niall. Patrzę na lusterko wsteczne, aby widzieć twarz Flo. Spogląda na mnie przez cały czas, nie odzywając się ani słowem. Widzę, że szykuję się bardzo sympatyczny wypadzik.



            Siedzimy w czwórkę przed domem na werandzie przy niedużym stole. Wokół nas są porozrzucane butelki po różnorodnych napojach alkoholowych i wydaję mi się, że każdy już jest wstawiony na tyle, aby położyć się w nieswoim łóżku. Miałem nie pić, ale widocznie jest to silniejsze ode mnie. Na dodatek z Flo nie zamieniłam chyba żadnego sensownego słowa, co drażni mnie podwójnie, ale nie wiem co niby miałbym zrobić, aby zmienić tą cholernie głupią sytuację. Dobrze, że jest z nami dwójka naszych przyjaciół, która cały czas nas zagaduje, przez co nie musimy rozmawiać ze sobą na wymus.

- Zagrajmy w jakąś grę! – mówi Shila, jak zwykle świecąc masą pomysłów.

- Zagrajmy w ‘nigdy’! – widocznie Niall wtóra swojej dziewczynie, bo nieźle już wcięty śmieje się i wydaje się być mega zadowolony z owej propozycji.

- O nie… Tylko nie to… - odzywa się Flo, wzdychając już pewnie trochę zmęczona, bo daję sobie rękę uciąć, że nie jest przyzwyczajona do takich posiadówek. No i dochodzi prawie trzecia w nocy, więc w sumie naprawdę mnie to nie dziwi. Jest również druga opcja, i ma po prostu coś do ukrycia. W końcu nigdy nie wiadomo.

- Możemy zagrać – odzywam się, chyba tylko dlatego, żeby zrobić jej na złość. Widzę jej wymowne spojrzenie w moim kierunku, ale po chwili ona sama ignoruje to spojrzenie i zasiada bliżej nas.

- Okej, niech będzie. Zagrajmy.

- Super! – Niall klaszcze w dłonie, jakby dokonał czegoś niesamowitego. – Znacie zasady. Ktoś na przykład mówi, że nigdy się nie kąpał, jeśli wy się kąpaliście, pijecie kolejkę i tak to idzie w kółko.

- Naprawdę mogłeś wymyślić smaczniejszy przykład – dogaduję mu Flo, robiąc żenującą minę.

- Nie mam pomysłów na smaczniejsze przykłady…

- Okej! Zaczynam! – Shila wstaje i nie mam pojęcia dlaczego to robi, skoro mogłaby wypowiedzieć to na siedząco, ale stwierdzam, że nie będę w to wnikał.  – Nigdy nie byłam w Londynie…

- Przecież tu mieszkasz! – słyszę pisk Flo.

- No i co z tego? Nie jest powiedziane, że ta gra ma być dosłowna. Każdy pije!

- Chcesz nas upić, prawda? – blondynka marszy brwi i wypija jednym chłystem kieliszek wódki. Naprawdę jestem pod wrażeniem jej głowy, bo chyba ona trzyma się z nas wszystkich najlepiej. Ja w sumie też. Sądzę, że jest całkiem nieźle. Wydaję mi się, że nawet zrobiłbym jaskółkę, gdyby mi kazano. Tak. Pewnie bym ją zrobił.

Idziemy więc w ślady Flo , i wszyscy wypijamy po kieliszku. Gorzki smak wręcz zamiera w moim gardle, więc szybko dolewam w siebie parę łyków coli.

- Nigdy nie zjadłem hot doga  - mówi Niall, a mnie naprawdę tak bardzo dopada żenada, że aż chyba nie chcę o tym mówić, bo padłoby zbyt dużo wulgarnych epitetów.

- Świetnie… - wzdycha Flo, i znów bierze kolejkę wódki tak jak każdy z nas.

- Nigdy… - blondynka zastanawia się nad swoją kwestią, a ja mam nadzieję, że będzie to jednak coś bardziej sensownego. – Nie byłam prawdziwie zakochana z wzajemnością… - spodziewałem się chyba wszystkiego, ale nie tego. Nawet nie wiem jak mam to zinterpretować. Na dodatek, gdy wypowiedziała owe słowa, patrzyła jedynie w moim kierunku. Czy ona chce mnie sprawdzić do cholery? Szczerze powiedziawszy mam dość tej zabawy i mam dość jej. Nie wiem w co ona pogrywa, ale jeśli naprawdę chce w tym tkwić, nie będę gorszy.

            Wraz z Shilą i Niall’em wypijamy po kieliszku, gdy w końcu nastaje czas na mnie. Nie mam zamiaru bawić się w głupie gierki, ale rozpętać prawdziwą wojnę. Chyba w końcu sama tego chciała. Ona to zaczęła, a ja mam zamiar to skończyć.

- Hm… Nigdy nie uprawiałem seksu ze swoim prezesem… - oblizuję wargi i uśmiecham się ironicznie i widzę jak jej usta się otwierają, a po chwili zamykają. Jej wzrok jest ostry i wściekły, i z łatwością mogę dostrzec zarys jej szczęki, kiedy zaciska zęby.

- Serio!? Serio to powiedziałeś?

- Cóż, po prostu nigdy tego nie robiłem. A jak z tobą Flo? Pijesz, czy nie pijesz?

- Ty cholerny dupku! – krzyczy i wstaję z taką szybkością, że już jest obok mnie. – Chcesz się bawić? Świetnie! Nigdy nie uprawiałam seksu ze swoim pracownikiem. Cóż, w twoim przypadku pracownicą. O ile się nie mylę, robiłeś to pewnie nawet wczoraj, więc proszę, pij! Obawiam się, że kieliszek nie wystarczy, więc wlej w siebie kurwa całą butelkę! – nigdy nie widziałem jej tak wściekłej. NIGDY. Ale na chwilę obecną ja też nie zaliczam się do osób spokojnych, a już na pewno nie pozwolę, aby mówiła do mnie takim tonem.

- Oh, świetnie! Żebyś wiedziała, że to zrobię! Bo rzeczywiście pierzyłem się wczoraj z Amber. Zadowolona!?

- Pieprzyłam się wczoraj z Zayn’em, zadowolony!? – odpowiada mi, wciąż krzycząc, ale ja nagle zamieram. Nie czuję już nic. Nie widzę już nic… Jeśli kiedykolwiek wcześniej myślałem, że wbicie noża w plecy boli, byłem w absolutnym błędzie. Ten cios da się przeżyć. Niestety wbicie siekiery w sam środek serca, zatraca w sobie wszystko. Człowiek umiera. Nic nie jest już takie samo.



***

Yolo kotki!



Na samym początku chciałam wam podziękować za wszystkie życzenia. Jesteście cudowni! Kocham was z całego serca.

Jeśli chodzi o rozdział, trochę mi się smutno zrobiło na koniec. Najchętniej przytuliłabym Harcia, ale niestety nie mogę tego zrobić. Stwierdzam, że oni oboje mają coś z głową i powinni ich zamknąć w pokojach bez klamek. Przynajmniej może by się nie pozabijali.

Czekam na wasze opinie!!!!

poniedziałek, 19 maja 2014

20.You get yours, I'll get mine and we run out of time You the only one that I desire 'cause I love to play with fire.




SUMMER



            Czwartek. Cholera! Jak szybko nastał ten stresujący i pełen obaw dzień. Chociaż może niekoniecznie obaw, bo w końcu czego miałabym się obawiać? To Zayn zaprosił mnie na ‘randkę’, więc to raczej on powinien się obawiać, że może pójść coś nie tak, lecz zważając na to, jak idealnie wyglądamy ze sobą i świetnie nam się rozmawia, cały dzisiejszy wieczór powinien przejść bardzo gładko. No bo przecież tak jest, prawda?

            Z racji tego, iż zupełnie nie wiem co mam na siebie włożyć, postanowiłam iść na małe zakupy, a co więcej, zabrać na nie również Harry’ego. W końcu kto doradzi mi lepiej, jak nie mój w pełni wykwalifikowany nauczyciel?

            Kiedy powiedziałam mu o rance z Malikiem, nie skomentował tego zanadto. Zupełnie tak, jakby spodziewał się, że prędzej czy później rzeczywiście to nastanie. Uśmiechnął się tylko lekko i odparł: ‘Świetnie. Cieszę się, że osiągnęłaś swój cel’. Cóż, to, że ja osiągnęłam swój cel, to naprawdę zbyt mało powiedziane, bo gdyby głównie nie jego ingerencje, zapewne siedziałabym teraz w swoim gabinecie i smarkała z rozpaczy, jaki to świat jest niesprawiedliwy, i dlaczego Malik tak bardzo ma na mnie wyrąbane. Tak. Mój los byłby zdecydowanie bardzo smutny.

- A co powiesz na tą? – przyglądam się czarnej sukience przed kolano, z ogromnym wycięciem na plecach. Jest naprawdę przepiękna i chyba za bardzo korci mnie, by ją zakupić.

- Proszę cię. Jest zbyt… wulgarna. Chyba nie chcesz odsłonić wszystkiego już na pierwszej randce? – Harry patrzy na mnie jak na idiotkę, ale jestem już do tego przyzwyczajona, bo patrzy tak na mnie ilekroć pokazuję mu każdą kolejną proponowaną przeze mnie kreację.

- To może ty coś wybierzesz, jeśli nic ci się nie podoba? Bo powoli zaczynam być tym zmęczona… - mówię, bo rzeczywiście ledwo już chodzę na siłach. Pierwsze zakupy z Harry’m były świetne, ale to może właśnie dlatego, bo to on wybierał ciuchy. Dziwię się jednak, że wszystko co proponuję jest dla niego zbędne, bo sama zaczęłam mieć taki sam gust jak on.

- Może ta? – pokazuje mi długą sukienię do kostek w kolorze butelkowym. Ma długie rękawy, jest dość prosta i całkowicie wątpię, czy opinałaby jakąkolwiek część mojego ciała z wyjątkiem ramion.

- Kpisz sobie? – patrzę na niego przymrużonymi oczami, bo chyba jednak serio robi sobie ze mnie żarty.

- Nie. Uważam, że ta sukienka jest bardzo ładna. Skromna i gustowna. Idealna na pierwszą randkę.

- Czy przypominam ci zakonnicę?

- To retoryczne pytanie?

- Nie wiem, ty mi powiedz.

- Po prostu wybieram to, co uważam za odpowiednie.

- Hmm, w takim razie wiesz co mnie najbardziej dziwi? – patrzę na niego ze sztucznym uśmieszkiem, gotowa na pełen atak. – To, że kiedy wychodziłam z tobą, wybierałeś dla mnie najbardziej zdzirowate ciuchy, jakie kiedykolwiek widziałam, a gdy wychodzę z Zayn’em, każesz mi zakładać na siebie kombinezon strażacki.

- Jeśli ta sukienka przypomina ci kombinezon strażacki, musisz mieć nierówno pod sufitem… - mówi rozbawiony, gdy podnoszę wysoko brwi.

- Cóż, nie dużo jej brakuje.

- Przymierz ją. Na pewno nie pożałujesz… - wręcza mi sukienkę, a ja postanawiam się poddać, bo co innego mogłoby mi pozostać? Biorę jeszcze ukradkiem śliczną czerwoną sukienkę na ramiączkach i idę do przymierzalni. Po paru minutach wychodzę w zielonej, długiej tkaninie, i obawiam się, że nawet stara Flo, byłaby totalnie zażenowana tego typu ubiorem. A jeśli serio tak przeczuwam, to znaczy, że chyba coś tu nie gra.

- W tym momencie zrobiłeś sobie ze mnie żarciki prawda? Wcale nie wybrałbyś tej sukienki. Po prostu chciałeś zobaczyć, jak wyglądam w tym badziewiu… - obserwuję jego twarz, która pozostaje niewzruszona. Nie widnieje na niej nawet nutka rozbawienia, co zaczyna mnie powoli już lekko niepokoić.

- Nawet najbrzydsze rzeczy, mogą wyglądać pięknie na odpowiedniej osobie… - odzywa się, a swoimi słowami totalnie wybija mnie z pantałyku. To chyba była naprawdę ostatnia kwestia, której mogłam się od niego teraz spodziewać. Spoglądam na niego cały czas, oblizując nerwowo swoje wargi. Tak naprawdę nie wiem co miałabym powiedzieć na te słowa. Czy ktokolwiek w ogóle wiedziałby co odpowiedzieć? Harry jest cudownym mężczyzną, ale chwilami zachowuje się, jakby nie był moim przyjacielem, lecz adoratorem, i w zasadzie sama nie wiem co powinnam o tym myśleć. W końcu nie taki był plan, prawda?

- Wezmę tą czerwoną…






HARRY



            Siedzę w jej mieszkaniu i z niecierpliwością czekam na efekt końcowy. Nie pokazała mi się w zakupionej sukience. Widziałem jedynie, że jest czerwona i seksowna, ale na szczęście niezbyt odważna. Idealna sukienka na pierwszą randkę, którą wybrała właśnie ona. Nie ja. Nie wiem co we mnie wstąpiło, kiedy powiedziałem jej to wszystko w butiku. Te słowa jakby wypłynęły ze mnie totalnie bez mojej zgody. Jakbym tego nie kontrolował. A co gorsza, boję się, że ona może coś podejrzewać, a z tym na pewno nie ma żartów.

            Opadam na kanapę, biorąc konkretny łyk zimnego piwa. Od naszego seksu w toalecie minęły cztery dni, a ja wciąż czuję się tak, jakby to było przed chwilą. Na samo wspomnienie cały nabrzmiewam, bo to co czuję, kiedy jestem w niej, jest zupełnie czymś nie do opisania. Gdy zaciska uda wokół moich bioder, aksamitny dźwięk mojego imienia w jej ustach, czułe pocałunki wokół szyi, i to uczucie, kiedy dochodzimy do siebie po wszystkim i widok jej zmęczonej twarzy, gdy w czekoladowych oczach gości to samo uniesienie, które odczuwam i ja za każdym razem, gdy z nią jestem. Niestety, krótkie chwile w ciągu dnia to wszystko, na co możemy sobie teraz pozwalać. Podejrzewam, iż Malik zaprosił ją na randkę głównie po to, aby zobaczyć czy jej transformacja trwała tylko ten jeden wieczór na balu oraz w pracy. Ewentualnie tylko szukał pretekstu, żeby spędzić z nią czas i kokietować tym cholernie słodkim uśmieszkiem, za który Flo przypuszczam skoczyłaby nawet w ogień, co niezbyt mnie zadowala w tym momencie. Wiem za to co innego. Nie jestem w stanie temu zapobiec. Czekam jedynie na konferencję w sprawie aplikacji, i na tym nasza przygoda się kończy. Muszę się skupiać na pracy oraz robieniu wszystkiego, aby i mnie się udało. Tylko niestety cholernie ciężko jest się skupić, kiedy na co dzień muszę widzieć te ich zalotne spojrzenia, przesłodzone uśmieszki i luźne rozmówki. Możliwe, że ten typek ją nawet obmacuje, gdy nadarzy się takowa okazja. A może już ją pocałował? Cholera, w końcu tego nie jestem w stanie przewidzieć, a Flo wcale nie musi mi o wszystkim mówić. Wiem tylko jedno. Flo właśnie w tej chwili szykuje się do randki z Malikiem, więc można przyjąć za pewnik, że przed końcem dzisiejszej nocy i tak ją pocałuje, skoro nie zrobił tego wcześniej. Na samą myśl automatycznie zaciskam zęby i dłoń na butelce piwa, gdy z łazienki dobiega jakiś łomot.

- Cholera! – słyszę jej pisk, z którego chcę mi się śmiać za każdym razem, gdy go z siebie wydobywa, ale jest on tak słodki, że przenigdy bym nie zrezygnował z jego słuchania.

- Wszystko w porządku? – krzyczę na tyle głośno, aby mnie usłyszała. Wychodzi nagle z ubikacji już w pełni gotowa, a ja muszę jej dać szóstkę z plusem za wybór sukienki. Jest naprawdę nieziemska, choć szkoda, że to nie ja będę oglądał ją w niej przez resztę wieczoru.

-  Tak – odpowiada ponuro. – Po prostu walnęłam się o kolano w toaletce i poszło mi oczko w rajstopach. I to jedynych, jakie mam!

- Mogę skoczyć do sklepu, jeśli chcesz? – proponuję, bo w głowie układa mi się nikczemny plan, gdy nagle przypadkowo błądzę w drodze powrotnej, a wtedy Flo spóźnia się na spotkanie, a Malik jest zdegustowany, że wystawiła go do wiatru i daje sobie z nią spokój, bo uznaje, że uraziła jego kolosalnie wielkie ego.

- Nie, nie mam teraz na to czasu. Najwyżej pójdę bez… - bez? To żart? Ten dupek będzie miał pod ręką jej gołe nogi. Wystarczy jedynie muśnięcie pod obrusem, a będą mogli robić różnorodne rzeczy i to w miejscu publicznym. Wiem to z doświadczenia, bo nie raz zdarzały mi się takowe historię, ale na pewno nie pozwolę na to Flo i jej parszywemu gagatkowi.

- A może włożysz jakiś kombinezon czy coś?

- Nie mam kombinezonu Harry. Nie kazałeś mi żadnego przymierzać… - oh, oczywiście, że ci nie kazałem. Dlatego, bo jestem cholernym idiotą! Poza tym, który facet chciałby oglądać kobiety w jakiś ohydnych kombinezonach? Sam zawsze spozieram raczej w kierunku krótkich spódniczek i wyciętych dekoltów, a nie jakiś zasranych kombinezonów do cholery! Tyle, że ja to ja, a Malik to Malik, więc w zasadzie nie mam pojęcia, gdzie podział się mój mózg, kiedy wybieraliśmy dla niej strój.

- No dobra… - odzywa się znów po chwili. – Jak to wygląda? Nie przesadziłam? – wypytuje. Widzę, że stoi przed lustrem, i wykręca się na wszystkie strony, aby zobaczyć się w każdej z możliwych odsłon. W tej samej chwili dźwięczy mi w uszach brzmienie domofonu, a to oznacza chyba tylko jedną rzecz.

- O mój Boże! Totalnie umieram z nerwów. Nie wiem czy dam radę… A może powiem, że się zatrułam i nie dam rady? Albo nie! Ty odbierzesz i powiesz, że mam zapalenie pęcherza! – wiem, że Flo panikuje jak nienormalna i w sumie jestem dosłownie o krok od przyznania jej racji, i zrobienia tego co mi każe, ale nie potrafię tego zrobić. Nie mogę tego zrobić! To, że dopada mnie jakaś głupia, szczeniacka zazdrość, nie daje mi prawa, by w jakikolwiek sposób ingerować w jej przyszłe szczęście z prezesikiem o słodkich, czekoladowych oczkach. Próbuję opanować tego cholernego jaskiniowca, który się we mnie budzi i podchodzę do niej bliżej.

- Masz… - podaję jej butelkę piwa, którą chwyta bez zastanowienia. – To powinno pomóc. Przynajmniej się rozluźnisz. A teraz słuchaj mnie uważnie… - chwytam ją za ramiona, kiedy patrzy na mnie bez mrugnięcia. – Nie odwołasz tej randki i nie zepsujesz moich wysiłków. Nie pozwolę ci na to. Pamiętaj, że jestem niczym Dumbledore. Idealny nauczyciel z magiczną różdżką.

- Tak masz rację… Chyba musiałam to w końcu usłyszeć.

- To, że posiadam magiczną różdżkę? – pytam, gdy po chwili słyszę jej dźwięczny chichot.

- Nie, głuptasie… Dlatego, że potrzebowałam przyjacielskiego wsparcia… - gładzi moje ramię, a mnie znów robi się ciepło na sercu, bo chyba jeszcze nigdy nie użyła w moim kierunku zwrotu ‘głuptasie’. To takie… Sam nie wiem… Miłe? Znowu rozlega się dźwięk domofonu, a ja jestem pewien, że facet na dole aż czerwieni się z niecierpliwości. I dobrze. Może nawet wybuchnąć. W dość zirytowanym stanie, robię dwa kroki i podchodzę do domofonu.

- Słyszymy! Bez paniki Malik! – odpowiadam naburmuszony, a po chwili wracam do niej.  – Nie potrzebujesz mojego wsparcia, Flo. Sama dasz sobie z tym wszystkim radę… Bo przecież tego właśnie chciałaś, prawda? – blondynka przygląda mi się uważnie, patrzy w oczy, rozchyla usta, a ja przez chwilę mam wrażenie, że ona wcale tego nie chce. Że chce krzyknąć z całej siły ‘Nie. To nie jego, lecz ciebie chcę!’. Czuję, że napięcie między nami wzrasta, aż daje się wyczuć jak wypełnia przestrzeń pokoju. Wyciągam rękę, odgarniam niesforny kosmyk, który opada jej na oczy i zakładam go za ucho. Widzę, że ona przesuwa wzrok na moje usta, a ja robię to samo. Obydwoje jednak zdajemy sobie sprawę, że nic się teraz nie stanie. Chcemy jedynie delektować się naszym widokiem tak, jakby za chwilę miałby nam ktoś go zabrać. Pragnę jej jak nikogo innego, i coraz bardziej zdaję sobie sprawę, że rola całkowicie grzecznego dżentelmena jest przereklamowana, a ona nie potrzebuje w swoim życiu kogoś takiego. Zanim jednak coś zrobię, jakikolwiek ruch, muszę mieć pewność co do jej uczuć.

- Flo? Chcesz z nim iść na tą randkę?

- Ja… - jąka się, a teraz już całkiem przerywa jej dźwięk telefonu. Tym razem mojego telefonu. Piosenka Paul’a Simona rozbrzmiewa w całym mieszkaniu i oboje chwilowo zamieramy. Spozieramy na ekran komórki, gdzie na wyświetlaczu widnieje numer Amber. Mam ochotę zapaść się pod ziemie, lub po prostu bez krępacji strzelić sobie kulkę w łeb. Sam nie wiem co byłoby lepsze. Automatycznie zaciskam mięśnie szczęki. Idealne wyczucie czasu, dzika lisico.

            Wtedy wszystko staje się dla mnie jasne jak słońce. Cała podświadomość zdobycia Flo uderza we mnie niczym prawy sierpowy. Nie mam kwalifikacji, a tym bardziej możliwości, aby wciągać ją w marzenia, które i tak się nigdy nie spełnią. Zachowuję się jak samolubny dupek, chcąc mieć ją tylko przy sobie. Ona marzy o standardowym życiu. Malik jej to da. Ja nie.

- Idź już… - mówię, i odsuwam się od niej na bezpieczną odległość. Chwytam za telefon i kieruję się do kuchni. – Baw się dobrze na randce Sum! – kieruję do niej słowa, choć nigdy wcześniej nie nazywałem jej Sum, i nie mam pojęcia dlaczego robię to teraz. -  I pamiętam, żebyś flirtowała z innymi w knajpie, jeśli nadarzy się taka okazja! – nie widzę jej twarzy, ale wiem na sto procent, że pozostaje skruszona, niewinna i zapewne bardzo zraniona. Gdy słyszę dźwięk mocno zamykanych drzwi, robi mi się nie dobrze. Czy zawsze muszę wszystko psuć?



ZAYN



            Wybieram się na randkę z Summer Evans. Boże. Naprawdę to robię. I nawet nie czuję się zawstydzony, czy zażenowany. Wręcz przeciwnie. Cholernie mi się to podoba. Gdyby ktoś powiedział mi nawet miesiąc wstecz, że do tego dojdzie, zapewne bym go wyśmiał lub zapytał, co bierze, bo to wręcz niemożliwe, aby ktokolwiek widział mnie z kimś takim jak ona. Bogaty, przystojny prezes i jego szara, ślamazarna pracownica? Cóż, firma zdecydowanie miałaby wiele tematów do rozmów. Teraz jest inaczej. Umówienie się z Flo, to jak wygrana na loterii. A najlepsze jest to, że to właśnie ja zdobyłem szczęśliwy los. Zapewne jestem cholernym egoistą, ale proszę… Kto nie załapałby się na haczyk nowej Flo? Chyba tylko totalny idiota. Cieszę się, że to ja jestem tym, który właśnie stoi pod jej blokiem, wyczekując na zjawienie się księżniczki. Irytuje mnie jedynie fakt, że Styles przesiaduje u niej widocznie każdą wolną chwilę, i nawet nie mam pojęcia po jaką cholerę. Czyżby był jej kochankiem? Jeśli ona sobie myśli, że może mieć nas dwóch, to jest zdecydowanie w ogromnym błędzie. Ale nie. Ona na pewno o tym nie myśli. Chce mieć tylko mnie, a ja wyraźnie to widzę. I to nie ot teraz, lecz bardzo długiego czasu. Po prostu wcześniej udawałem, że tego nie widzę. Co prawda zadany przeze mnie cios, iż chcę się umówić z jej przyjaciółką, był naprawdę ciosem poniżej pasa, i myślałem, że po tej sytuacji na pewno się podda, ale jak widać grubo się myliłem, a to chyba najlepsze zaskoczenie jakie mnie w życiu spotkało. Ta kobieta będzie moja. Nie ma innej opcji.

- Wyglądasz nieziemsko… - uśmiecham się szeroko, widząc ją tak piękną, lecz nieco smutną, ale nie pytam o powód jej nastroju. Ma na sobie obcisłą, czarną sukienkę, a na jej ustach widnieje czerwony kolor szminki, co zdecydowanie kusi mnie jeszcze bardziej, aby dotknąć tych soczystych warg. Ma buty na wysokim obcasie, które podkreślają jej długie nogi, i w tym momencie chyba nic więcej nie potrzeba mi do szczęścia.

- Dziękuje… Ty też wyglądasz bardzo dobrze.

- W takim razie zapraszam do wozu – mówię, i otwieram jej drzwi od strony pasażera. Wchodzi do samochodu z gracją, a ja zastanawiam się, kiedy zdążyła wyuczyć się wszystkich nowych nawyków.

- Gdzie jedziemy? – pyta, uśmiechając się do mnie zalotnie.

- Do restauracji.

- Jakiej? Może ją znam…

- Myślę, że jeszcze w niej nie byłaś.

- A skąd ta pewność?

- Bo nigdy cię tam nie widziałem…

- Spędzasz tam cały swój wolny czas i wypatrujesz gości? – pyta znów, jak widać bardzo ciekawska wszystkich szczegółach, co rozbawia mnie już kompletnie. Jest tak słodka, że bez wątpliwości mógłbym z nią przejść do bardziej intymnych czynności, ale z trudnością się jednak powstrzymuje.

- Można tak powiedzieć… - odpowiadam tajemniczo, ale jej chyba się to niepodobna, bo układa usta w dzióbek i patrzy na mnie spod przymrużonych oczu.

- Dlaczego?

- Bo to moja restauracja.



***

YOLO KOTKI!

Wybaczcie, że musieliście czekać, ale z racji tego, że to 20 rozdział, a ja dzisiaj mam 20! Urodziny, postanowiłam postawić na zrządzenie losu i dodać takie oto połączenie.

Czuję się taka stara. Na dodatek piszę opowiadania z One Direction, co chyba jest już kompletną abstrakcją, lecz nie dbam o to zbytnio, bo jest to czymś, co kocham najbardziej.

Nie dodałam gifów, bo nie mam czasu!

Dajcie mi znać jak wam się podoba!



KOCHAM!