SUMMER
-
Kelner powinien dziękować za to, że dałem mu napiwek – słyszę rozbawiony głos
Zayn’a, z czego ja również chichoczę. Przesiedzieliśmy w jego restauracji dobre
trzy godziny, rozmawiając i pijąc wino. To znaczy, z początku tylko ja je
piłam, z racji tego, iż był kierowcą, ale w końcu namówiłam go, żeby mi
wtórował, więc stwierdził, że nie pogardzi ową propozycją, i po prostu odprowadzi
mnie do domu pieszo, a jutro wróci po swoje auto.
-
Oh, dlaczego?
-
Hm… - zagryzam wargi i pokazuję, że niby myślę. – Może mu się spodobałeś? –
znowu słyszę jego dźwięczny chichot, i wcale nie dziwię się, że ten śmiech
przez ostatnie dwa lata był moim ulubionym dźwiękiem.
-
Cóż, w zasadzie się nie dziwię. Gdybym nim był, zrobiłbym to samo, a pewnie
ukradkiem nawet zapisałbym na serwetce swój numer telefonu, żeby zobaczyć cię
jeszcze raz…
-
No tak! – kiwam palcem. – Zaczekaj sekundę. Wrócę tam i sama podam mu numer.
Był całkiem słodziutki… - brunet patrzy na mnie wymownie, gdy ja pozostaję
zupełnie poważna. Chcę mi się wybuchnąć śmiechem, a jednocześnie rozpłynąć z
zadumy, bo widzę, że to zrobiło na nim wrażenie, a to oznacza, że mu zależy. A
co to wszystko oznacza? Że jestem szczęśliwa.
-
Żartuję! – odpowiadam, rozluźniając minę i po nim widzę dokładnie to samo.
-
Miałem taką nadzieję… - idziemy dalej w ciszy, ale nie jest ona bardzo
niezręczna, czym dziwię się chyba najbardziej, bo myślałam, że będzie gorzej,
ale żeby nie wyjść na nudziarę, muszę coś wymyślić. I to szybko, żeby wiedział,
iż jednak jestem całkowicie warta jego uwagi.
-
Wiesz… To miłe, że pod dwóch latach wspólnej pracy, możemy spędzić czas w
bardziej przyjacielskiej atmosferze…
-
Całkowicie się z tobą zgadzam… Chociaż muszę powiedzieć, że nie do końca nam to
wyszło. Podczas kolacji rozmawialiśmy głównie o pracy… - uśmiecham się
zadowolona, bo w końcu skierowałam naszą rozmowę tam gdzie chciałam. NIE
ROZMAWIANIU O PRACY. Ileż można do cholery?
-
To fakt.
-
W takim razie, opowiedz mi o Flo. Jak sobie wyobrażasz przyszłość, panno Evans?
– mam ochotę powiedzieć głośne ‘awwwwww’, ale powstrzymuję się jednak, bo
mogłabym zrobić z siebie niemałą idiotkę, a to ostatnie czego teraz bym jednak
chciała.
-
Sama nie wiem. Mam to, czego zawsze chciałam. Dobrą pracę, przyjaciół,
mieszkanie… To chyba wszystko, o czym kobieta w moim wieku marzy.
-
Nic więcej?
-
A co masz w znaczeniu tego słowa?
-
Chodzi mi o kontakty towarzyskie…
-
Cóż… W zasadzie chciałabym częściej gdzieś wychodzić.
-
Częściej wychodzić? – pytająco unosi brew i widzę, że znów mam go w garści.
-
No tak… Umawiać się na randki.
-
Och, rozumiem –splata dłonie za plecami, jakbym powiedziała coś nie po jego
myśli. – W takim razie mam nadzieję, iż pozwolisz, żebym pomógł ci w realizacji
tego konkretnego punktu na twojej liście życzeń? – kąciki jego ust się
podnoszą, a moje serce biję coraz szybciej. Zerkam na niego z pod długich rzęs,
starając się jednocześnie omijać przeszkody na drodze. Kto do cholery wyrzuca puste
puszki po coca-coli na środku chodnika?
-
Wspaniale… - znowu patrzy na mnie tym swoim wzrokiem, który zawsze podpowiada
mi, że chce mnie pocałować. Oczywiście zupełnie nie mam nic przeciwko, ale
jestem dość cierpliwa i mogę poczekać do końca randki. Tak mi się przynajmniej
wydaję.
-
Jakie są twoje relacje ze Styles’em? – pyta znów, czym totalnie mnie zaskakuję,
bo nie miałam zielonego pojęcia, że będzie pytał o Harry’ego. Chociaż w sumie
po ostatniej sytuacji ze spłuczką i jego dopytywaniu się, po jaką cholerę Malik
zaprasza mnie do swojego biura, w zasadzie też bym była ciekawa na miejscu Zayn’a,
kim rzeczywiście jest dla mnie Styles.
-
Jesteśmy przyjaciółmi… - cóż, przyjaciółmi z przywilejami, ale o tym nie musisz
wiedzieć.
-
Długo się przyjaźnicie? – super, super.
-
Znam go od czasu, kiedy moja przyjaciółka zaczęła swój związek z Niall’em –
kłamię i celowo przypominam mu o istnieniu Shili, ale on widocznie omija jej
kwestię bez jakiegokolwiek zainteresowania. Cóż, dziwne, bo jeszcze parę tygodni
temu był nią bardzo zainteresowany.
-
To świetnie. Ale nie wiedziałem, że Styles należy do typu przyjaciela…
-
Dlaczego?
-
Jest chyba mocnym kobieciarzem, z tego co mi wiadomo.
-
Z tego co ci wiadomo? – dopytuję, bo nie mam pojęcia o co może chodzić.
-
Był w mojej restauracji parę razy. W zasadzie za każdym razem widziano go z
inną kobietą. Ale cóż, to jego życie, może robić co chcę. Tylko po prostu
zdziwiło mnie, że kobieta taka jak ty, może być wyłącznie jego przyjaciółką.
Zdumiewające, że on nie dopuszcza do niczego więcej – mam ochotę się odezwać i
powiedzieć, że on też jest cholernym kobieciarzem, a pewnie nawet większym niż
Harry, ale postanawiam się zamknąć i puścić to mimo uszu.
-
Jak widać wszystko jest możliwe…
-
Jak widać…
-
Cieszę się, że jestem w twoim dziale – mówię, bo w sumie nie wiem co innego
mogłabym powiedzieć, tudzież w mojej głowie świeci totalna pustka, a to chyba i
tak żadna nowość.
-
Uwierz, że z nas dwóch to ja cieszę się bardziej, ale nie chciałabyś czegoś
zmienić w swojej pracy?
-
Cóż… Pod względem zawodowym jestem dokładnie tam, gdzie chcę być. Odpowiada mi
to.
-
Naprawdę? Nie masz ochoty iść dalej? Nie marzy ci się na przykład posada
prezeski? Jestem pewny, że mogłabyś nią być bez mrugnięcia okiem.
-
Hmm, sama nie wiem. Wydaję mi się, że byłby to zbyt duży obowiązek. Lubię moją
pracę, jak i moją posadę. Nie chcę niczego zmieniać.
-
Nie chciałabyś awansować? Ja nie wyobrażam sobie, że będę w pełni
usatysfakcjonowany, póki nie znajdę się tak daleko, jak to tylko możliwe w tej
firmie. – nie miałam pojęcia, że z niego taki waleczny typek, ale z jednej
strony podoba mi się, że mężczyzna za wszelką cenę walczy o swoje. Z drugiej
zaś nagle wydał mi się jakimś snobem, i kompletnie nie wiem dlaczego.
-
Uważam, że to wspaniałe, że stawiasz sobie takie ambitne cele – odpowiadam z
braku laku i dopiero teraz orientuję się, że jesteśmy pod moim blokiem. Stoję
pod drzwiami do klatki, a on uśmiecha się figlarnie.
-
Znów to zrobiliśmy… - myśl o końcu randki i wydarzeniach, jakie mogą zaraz
nastąpić tak bardzo mnie paraliżują, że chyba całkowicie straciłam wątek
rozmowy.
-
Co?
-
Och, nie szkodzi. Nie przeszkadza mi to. Praca jest czymś co nas łączy, więc
rozmowa o niej jest chyba nieunikniona… - Zayn robi nagle krok w moją stronę, i
staję na schodku niższym niż ja. On nie jest na tyle wysoki co Harry, który również zawsze stawał w tym
samym miejscu, i choć ja stałam wyżej, i tak patrzyłam na niego z dołu. Teraz z
Malikiem jesteśmy na równi, a gdy on spoziera w stronę moich ust, mam ochotę
zadłużyć się w nim całkowicie. Czuję, że mój żołądek postanowił zatańczyć
oberka, więc to zdecydowanie mi nie pomaga. Jest coraz bliżej i czuję jego
miętowy oddech na mojej skórze. Dotyka dłonią mojego policzka i spoziera dogłębnie
w moje oczy.
-
Pragnę cię, Flo… -szepcze, a ja mam ochotę pisnąć z radości. – Całą… - słyszę,
że mój oddech robi się nierównomierny, gdy tak głaszczę dłonią po mojej twarzy,
ale o dziwo jestem w miarę opanowana. – Ale nie wszystko naraz… - odzywa się
znów, i tym razem w końcu wbija się w moje usta. Całuje mnie delikatnie i z
pasją. Zupełnie tak, jakbym była jakąś porcelanową laleczką, co w sumie mi się
podoba, ale zdecydowanie mogę powiedzieć, że jest to zupełnie inny typ
pocałunku. Nie jest dziki, namiętny, ani erotyczny. Te pocałunki należą jedynie
do Harry’ego. I wydaję mi się, że już na zawsze tak pozostanie.
Po chwili odsuwa się ode mnie na
parę centymetrów, po czym składa jeszcze szybki pocałunek na moim policzku.
Zamykam oczy z nadmiaru przyjemności, a po chwili patrzę jak odchodzi. Tak, to
była zdecydowanie idealna noc.
Stoję z Niall’em przed blokiem
naszych dziewczyn. Ekhm. Wróć. Stoję z Niall’em przed domem jego dziewczyny i
jej przyjaciółki. A także mojej przyjaciółki. Jakby nie patrzeć jesteśmy
właśnie na stopie koleżeństwa, co jest dość dziwne, bo w zasadzie sam nie wiem
kim dla siebie jesteśmy. Czy w ogóle ktokolwiek wie? Jeśli tak, chętnie
posłucham odpowiedzi na to nurtujące pytanie.
-
I jak tam wczorajsza randka Flo i Malika? – słyszę głos przyjaciela, i na samo
nazwisko Malik, mam ochotę walnąć o coś z pięści.
-
Skąd mam to niby wiedzieć? Nie byłem ich ochroniarzem. Sam jej zapytaj.
-
Oj, Harry Harry. Wciąż taki nieuprzejmy, kiedy zaczynamy ich temat.
-
Nie jestem nieuprzejmy. Po prostu nie znam odpowiedzi na twoje zjebane pytanie,
dlatego w normalny sposób ci odpowiadam.
-
Nie? – patrzę na niego ze zmarszczonymi brwiami, jakby był ostatnim największym
debilem na całym wszechświecie. Hm, w zasadzie chyba jest, więc mam rację. –Myślisz, że dzwoniłem do niej w nocy i
prosiłem, aby opowiedziała mi najnowsze ploteczki? Serio, w tym momencie mam
ważniejsze sprawy na głowie.
-
A, no właśnie, kiedy konferencja?
-
We wtorek.
-
Wszystko jest dopięte na ostatni guzik? Myślisz, że damy radę?
-
Ja nie myślę, Niall. Ja to wiem.
-
Świetnie. Przynajmniej będziesz mógł coś zawdzięczać swojej przyjaciółce.
Chociaż wydaję mi się, że to i tak ostatnia pozycja na liście rzeczy, które
będziesz mógł jej zawdzięczać.
-
Niby co innego miałbym jej zawdzięczać? – pytam, chociaż nie dostaję
odpowiedzi, bo za sekundę przed naszymi twarzami ukazują się dwie sylwetki kobiet.
Shila, która pierwsze co to podbiega do blondyna, składając na jego ustach
pocałunek, i Flo, która patrzy na całą sytuację z taką żenadą, że aż mnie chcę
się śmiać, lecz tego nie robię, bo choć powinienem udawać, że wszystko jest jak
najbardziej w porządku, to jednak wcale nie jest porządku i nie chcę udawać to
jasnej cholery.
-
Obrzydlistwo – słyszę jej znudzony ton, gdy po chwili patrzy w moim kierunku.
Ja również na nią patrzę, i w sumie nie wiem ile tak na siebie patrzymy, bo
wydaję mi się, że Shila z Niall’em mogliby tu uprawiać jakiś dziki seks, a my i
tak za bardzo nie zwrócilibyśmy na to uwagi.
-
Dziewczynki, siadacie z tyłu… - nagle z tej kompletnie paraliżującej chwili
wyrywa mnie blondyn, który otwiera tylne drzwi do auta.
-
Nie zaskoczyłeś mnie zanadto – mówi brunetka, wywracając przy tym oczami.
-
Mnie również… - odzywa się Flo, siadając z tyłu samochodu. Widzę w jej torebce
jakąś butelkę, i dopiero kiedy siedzę już za kierownicą, zdaję sobie sprawę co
się święci.
-
Tequila! – krzyczy Flo, a ja patrzę na nią, jakby była zupełnie inną osobą.
Jakoś nigdy nie zachowywała się przy mniej w ten sposób i dziwi mnie, że robi
to akurat teraz. Kiedy oboje jesteśmy na siebie lekko obrażeni i mamy zjebane
humory. Albo nie. To tylko ja z nas czterech mam zjebany humor, a ona widocznie
po wczorajszej randce bawi się wręcz doskonale. Cóż, co jak co, ale nigdy nie
uwierzę, ze Malik zdołał ją bardziej zadowolić ode mnie. Prędzej umrę, niż tak
się stanie.
-
Cholera, gdzie ja mam łeb? Będziemy jechali bite dwie godziny, a nie wziąłem
nic do picia. – odzywa się zdesperowany Niall. – Kumplu, może zatrzymamy się na
jakiejś stacji, żeby kupić alkohol?
-
Tak, ale ja potrzebuję czegoś na teraz. Na jakiej ty planecie żyjesz?
-
Poproś swoją dziewczynę, może da ci trochę tequili.
-
Ani mi się śni! – słyszę odmowny głos brunetki. – To nasza tequila. Mogłeś
pomyśleć wcześniej blondasku.
-
Nie mów do mnie blondasku… - odpowiada jej Niall, a ja tylko wywracam oczami,
bo naprawdę nie mam ochoty wysłuchiwać ich dialogów przez resztę drogi. A, że
dopiero wyjechaliśmy, jest to naprawdę całkiem długa droga.
-
A przepraszam bardzo, co masz na łbie?
-
Dobra, koniec. Zatrzymamy się na tej cholernej stacji, i proszę, aby zapanowała
cisza.
-
Zgoda – wzdycha Shila.
-
Zgoda… - dopowiada Niall. Patrzę na lusterko wsteczne, aby widzieć twarz Flo.
Spogląda na mnie przez cały czas, nie odzywając się ani słowem. Widzę, że
szykuję się bardzo sympatyczny wypadzik.
Siedzimy w czwórkę przed domem na
werandzie przy niedużym stole. Wokół nas są porozrzucane butelki po różnorodnych
napojach alkoholowych i wydaję mi się, że każdy już jest wstawiony na tyle, aby
położyć się w nieswoim łóżku. Miałem nie pić, ale widocznie jest to silniejsze
ode mnie. Na dodatek z Flo nie zamieniłam chyba żadnego sensownego słowa, co
drażni mnie podwójnie, ale nie wiem co niby miałbym zrobić, aby zmienić tą
cholernie głupią sytuację. Dobrze, że jest z nami dwójka naszych przyjaciół,
która cały czas nas zagaduje, przez co nie musimy rozmawiać ze sobą na wymus.
-
Zagrajmy w jakąś grę! – mówi Shila, jak zwykle świecąc masą pomysłów.
-
Zagrajmy w ‘nigdy’! – widocznie Niall wtóra swojej dziewczynie, bo nieźle już
wcięty śmieje się i wydaje się być mega zadowolony z owej propozycji.
-
O nie… Tylko nie to… - odzywa się Flo, wzdychając już pewnie trochę zmęczona,
bo daję sobie rękę uciąć, że nie jest przyzwyczajona do takich posiadówek. No i
dochodzi prawie trzecia w nocy, więc w sumie naprawdę mnie to nie dziwi. Jest
również druga opcja, i ma po prostu coś do ukrycia. W końcu nigdy nie wiadomo.
-
Możemy zagrać – odzywam się, chyba tylko dlatego, żeby zrobić jej na złość.
Widzę jej wymowne spojrzenie w moim kierunku, ale po chwili ona sama ignoruje
to spojrzenie i zasiada bliżej nas.
-
Super! – Niall klaszcze w dłonie, jakby dokonał czegoś niesamowitego. – Znacie zasady.
Ktoś na przykład mówi, że nigdy się nie kąpał, jeśli wy się kąpaliście, pijecie
kolejkę i tak to idzie w kółko.
-
Naprawdę mogłeś wymyślić smaczniejszy przykład – dogaduję mu Flo, robiąc
żenującą minę.
-
Nie mam pomysłów na smaczniejsze przykłady…
-
Okej! Zaczynam! – Shila wstaje i nie mam pojęcia dlaczego to robi, skoro
mogłaby wypowiedzieć to na siedząco, ale stwierdzam, że nie będę w to wnikał. – Nigdy nie byłam w Londynie…
-
Przecież tu mieszkasz! – słyszę pisk Flo.
-
Chcesz nas upić, prawda? – blondynka marszy brwi i wypija jednym chłystem kieliszek
wódki. Naprawdę jestem pod wrażeniem jej głowy, bo chyba ona trzyma się z nas
wszystkich najlepiej. Ja w sumie też. Sądzę, że jest całkiem nieźle. Wydaję mi
się, że nawet zrobiłbym jaskółkę, gdyby mi kazano. Tak. Pewnie bym ją zrobił.
Idziemy więc w ślady Flo , i wszyscy
wypijamy po kieliszku. Gorzki smak wręcz zamiera w moim gardle, więc szybko
dolewam w siebie parę łyków coli.
-
Nigdy nie zjadłem hot doga - mówi Niall,
a mnie naprawdę tak bardzo dopada żenada, że aż chyba nie chcę o tym mówić, bo
padłoby zbyt dużo wulgarnych epitetów.
-
Świetnie… - wzdycha Flo, i znów bierze kolejkę wódki tak jak każdy z nas.
-
Nigdy… - blondynka zastanawia się nad swoją kwestią, a ja mam nadzieję, że
będzie to jednak coś bardziej sensownego. – Nie byłam prawdziwie zakochana z
wzajemnością… - spodziewałem się chyba wszystkiego, ale nie tego. Nawet nie wiem
jak mam to zinterpretować. Na dodatek, gdy wypowiedziała owe słowa, patrzyła
jedynie w moim kierunku. Czy ona chce mnie sprawdzić do cholery? Szczerze
powiedziawszy mam dość tej zabawy i mam dość jej. Nie wiem w co ona pogrywa,
ale jeśli naprawdę chce w tym tkwić, nie będę gorszy.
Wraz z Shilą i Niall’em wypijamy po
kieliszku, gdy w końcu nastaje czas na mnie. Nie mam zamiaru bawić się w głupie
gierki, ale rozpętać prawdziwą wojnę. Chyba w końcu sama tego chciała. Ona to
zaczęła, a ja mam zamiar to skończyć.
-
Hm… Nigdy nie uprawiałem seksu ze swoim prezesem… - oblizuję wargi i uśmiecham się ironicznie i
widzę jak jej usta się otwierają, a po chwili zamykają. Jej wzrok jest ostry i
wściekły, i z łatwością mogę dostrzec zarys jej szczęki, kiedy zaciska zęby.
-
Serio!? Serio to powiedziałeś?
-
Cóż, po prostu nigdy tego nie robiłem. A jak z tobą Flo? Pijesz, czy nie
pijesz?
-
Ty cholerny dupku! – krzyczy i wstaję z taką szybkością, że już jest obok mnie.
– Chcesz się bawić? Świetnie! Nigdy nie uprawiałam seksu ze swoim pracownikiem.
Cóż, w twoim przypadku pracownicą. O ile się nie mylę, robiłeś to pewnie nawet
wczoraj, więc proszę, pij! Obawiam się, że kieliszek nie wystarczy, więc wlej w
siebie kurwa całą butelkę! – nigdy nie widziałem jej tak wściekłej. NIGDY. Ale
na chwilę obecną ja też nie zaliczam się do osób spokojnych, a już na pewno nie
pozwolę, aby mówiła do mnie takim tonem.
-
Oh, świetnie! Żebyś wiedziała, że to zrobię! Bo rzeczywiście pierzyłem się
wczoraj z Amber. Zadowolona!?
-
Pieprzyłam się wczoraj z Zayn’em, zadowolony!? – odpowiada mi, wciąż krzycząc,
ale ja nagle zamieram. Nie czuję już nic. Nie widzę już nic… Jeśli kiedykolwiek
wcześniej myślałem, że wbicie noża w plecy boli, byłem w absolutnym błędzie.
Ten cios da się przeżyć. Niestety wbicie siekiery w sam środek serca, zatraca w
sobie wszystko. Człowiek umiera. Nic nie jest już takie samo.
***
Yolo
kotki!
Na
samym początku chciałam wam podziękować za wszystkie życzenia. Jesteście
cudowni! Kocham was z całego serca.
Jeśli
chodzi o rozdział, trochę mi się smutno zrobiło na koniec. Najchętniej
przytuliłabym Harcia, ale niestety nie mogę tego zrobić. Stwierdzam, że oni
oboje mają coś z głową i powinni ich zamknąć w pokojach bez klamek.
Przynajmniej może by się nie pozabijali.
Czekam
na wasze opinie!!!!